lipca 01, 2014

Moje gipsowanie

Wczoraj oczywiście koleś do poprawki się nie pojawił (co za niespodzianka), więc wyjęłam z tej dziury niezastygnięty gips. Nie było to akurat trudne, bo taka warstwa nałożona przez Tomka Ż*ka schła by i tak z kilka dni. Uznałam, że sama to zrobię lepiej a gówniarzowi każę spie*dalać.
Kaloryfer zabezpieczyłam i wyczyściłam, tak dla oka, bo syfu pewnie jeszcze narobię. W googlu poczytałam, że gips nakładać należy stopniowo, co też robię, więc żadnych bąbli i pęcherzy powietrza nie mam. Schnie szybciej i jest ładniej (w końcu to moja ściana). Staram się też trzymać z dala od rury kaloryferowej, by jej czasem nie zagipsować.
W przypływie uczuć do, w sumie nie wiem czego, sobie zażartowałam, że chciałam wnęki mieć w łazience na świeczuszki, to mam... Kiepski żart, eh.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz